Czy aktywni od ponad pięćdziesięciu lat muzycy, wydający właśnie dwudziesty pierwszy album swojej grupy, są w stanie dalej tworzyć wartościowy materiał? Deep Purple, które na początku sierpnia tego roku zaprezentowało światu Whoosh!, udowadnia, że jak najbardziej. Premierowy krążek to efekt kontynuowanej od 2013 roku współpracy z kanadyjskim producentem Bobem Ezrinem (Alice Cooper, Kiss, U2). A choć najnowsze utwory Iana Gilliana i spółki trudno nazwać innowacyjnymi, to ogromu muzycznej i lirycznej satysfakcji, jakie zapewniają, odmówić im nie można.
Wydawnictwo otwiera dobrze znany fanom Deep Purple singiel Throw My Bones, którego muzycznych źródeł można by się doszukiwać jeszcze na poprzednim albumie InFinite. Tekst tego kawałka jest jednak jak najbardziej aktualny. Wokalista odnosi się w nim do dawnego zwyczaju rzucania kośćmi, w celu przewidzenia przyszłości. Ta piosenka jest o satysfakcji z życia takiego, jakim ono jest. To nie oznacza, że mamy siedzieć i nic nie robić. To nie oznacza braku ambicji. Chodzi o to, że nikt z nas nie wie, co przyniesie przyszłość – podsumowuje Ian Gillian.
Throw My Bones to dopiero początek lirycznych ciekawostek, bo swoistych protest songów na tej płycie nie brakuje. Już w Drop the Weapon mamy do czynienia z niezwykle pacyfistycznym przekazem, ale to Nothing at All stanowi danie główne. Brytyjczycy ironicznie odnoszą się do obojętności, która cechuje społeczeństwa w odniesieniu do katastrofy klimatycznej. Jak podkreśla Ian Gillian – Jesteśmy w naprawdę niepewnej sytuacji i nie bierzemy tego wystarczająco serio.
Kiedy słyszę o zagładzie i mroku, który czai się za rogiem, zamykam oczy i czekam aż to minie. To naprawdę nic! ~ Deep Purple – Nothing at All
W żadnym z utworów zgromadzonych na płycie nie brakuje instrumentalnych popisów. Wedle zasady wyznawanej przez producenta Boba Ezrina – nie ważne jak długi jest utwór, ważne, żeby był dobry. Muzycy puszczają więc wodze fantazji i dokonują „kontrolowanych improwizacji” muzycznych, których efektem są szczególnie zachwycające solówki klawiszowe Dona Aireya. Ciekawie brzmi również majestatyczny, zagrany na organach wstęp do utworu Step by Step, czy przywodzący na myśl Perfect Strangers inicjujący akord z No Need to Shout. A jeśli chcecie się przekonać czy ponad siedemdziesięcioletni panowie są jeszcze w stanie zagrać żywiołowego, klasycznego rock’n’rolla, to koniecznie posłuchajcie What the What, które porywa od pierwszych sekund.
Tym, którym w początkowej fazie albumu brakować będzie zasłyszanej na poprzednich albumach Deep Purple psychodelii, to warto zajrzeć chociażby do The Power of the Moon, które w sposób szczególny działa po zmroku.
Pisząc o Whoosh! nie można zapomnieć o kolejnym z singli – Man Alive, który genialnie koresponduje ze wspomnianym wcześniej Nothing at All oraz z tytułem i okładką płyty. Jest to kolejna z kompozycji opowiadających o zgubnym wpływie człowieka na planetę. Ian Gillian podkreśla w tekście, że jesteśmy tylko ludźmi. Nasz los ciekawie charakteryzuje z kolei tytuł płyty – jest to świetna onomatopeja opisująca przemijalną naturę człowieka i ludzkości. W kontekście słów wokalisty zespołu okładka staje się elementem godnym interpretacji, choć jej apokaliptyczny charakter był wyczuwalny od samego początku.
Cokolwiek pisać, jasnym jest, że dla fanów rockowego grania spod znaku Deep Purple, Whoosh! będzie pozycją obowiązkową. Jednym spodoba się bardziej, innym mniej, ale każdy będzie musiał przyznać, że Brytyjczycy poniżej pewnego (dobrego) poziomu nie schodzą. Pozostaje tylko nadzieja, że stojące pod znakiem przemijalności Whoosh! nie będzie żadnego rodzaju pożegnaniem.
Komentarze