Asymetria to bardzo głośny i niepozbawiony wielu kontrowersji debiut urodzonej w 1976 roku Lisy Halliday. „Pomysłowa i pełna humoru opowieść o miłości, zrządzeniach losu i nierozerwalnej więzi łączącej życie ze sztuką” – głosi okładkowa zapowiedź powieści, która mimo iż rzeczywiście pomysłowa (można by napisać – oryginalna), nie przypadała mi niestety do gustu.
Wydana na początku czerwca przez Wydawnictwo Literackie historia, to trzyczęściowa opowieść, na którą składają się „opowiadanie” o młodej redaktorce Mary-Alice oraz jej romansie z podeszłym w wieku pisarzem (noblistą) – Ezrą Blazerem. Na marginesie, relacja pomiędzy wspomnianą dwójką wzorowana jest na rzeczywistym romansie, który łączył autorkę Asymetrii z pisarzem – Philipem Rothem. Drugą część tej historii stanowi opowieść mężczyzny o nazwisku Jaafari, który będąc w trakcie podróży do Iraku, w którym odszukać chce zaginionego brata, zostaje zatrzymany na jednym z lotnisk oraz poddany kuriozalnej kontroli, która ostatecznie uniemożliwia mu dalszą podróż. Asymetrię kończy natomiast rozmowa jednego z bohaterów pierwszej części książki (Blazera) z dziennikarką w audycji radiowej „Desert Island Discs”.
Wspomniane fragmenty, zupełnie na pierwszy rzut oka ze sobą niezwiązane, tworzą coś, co wielu zachwyca, a mnie zupełnie nie porwało. Może to i błyskotliwe, pomysłowe i niebanalne. Może w formie i treści bardziej nawiązujące (żeby wrócić na nasze polskie podwórko) do Myśliwskiego niż do Mroza, ale co z tego, kiedy jakiejkolwiek frajdy nie umiałem czerpać z tej lektury? Niewiele też nauki z niej wyciągnąłem, bo zamiast płynąć po wodach, które swoim piórem wyznaczyła mi Halliday, taplałem się w odmętach chaosu, który nie pozwalał mi zorientować się, gdzie znajduje się bezpieczny brzeg. Kiedy tylko złapałem jakąś pomocną dłoń będącą obietnicą czegoś więcej, zaraz przez nieokiełznane podmuchy wiatru byłem porywany w dalszy nurt na nowo szukając drogi do domu.
Dając jednak spokój tej dramatycznej wizji – jeśli miałbym wskazać tę część książki, która najbardziej przypadłaby mi do gustu, to była to opowieść wspomnianego Jaafariego, która nie dość, że bardziej uporządkowana niż historia romansu z pierwszej części, to jeszcze bardziej wchodząca w głąb nie tylko przeszłości bohatera, ale także jego samego. Cenne wydały mi się też spostrzeżenia dotyczące kraju, z którego pochodziła rodzina Jaafariego. Irak męczony wojnami, bombardowaniami był czymś „zupełnie innym, niż ten, który widziałem gdy miałem dość odwagi, żeby wyjść z domu” – opowiada bohater. „Prawie nic tu nie funkcjonowało, jak powinno. Prawie nic nie było piękne. Porządek i bezpieczeństwo, będące fundamentem nawet moich najszczęśliwszych chwil w domu, w Ameryce, tu wydawały się cudownymi luksusami jak z innego świata”- ciągnie dalej.
Zupełnie niepotrzebne wydały mi się natomiast tak rozbudowane opisy dotyczące innych sfer, o których pisze w Asymetrii Halliday, chociażby chorobie zwanej wrodzonym przerostem nadnerczy. „Niekiedy objawy są widoczne tuż po urodzeniu. Zamiast z normalną łechtaczką, dziewczynka, która ma dwa chromosomy X, może urodzić się z łechtaczką powiększoną, wyglądającą jak maleńki penis. Cewka moczowa i pochwa mogą utworzyć jeden otwór, a wargi sromowe zrosnąć się całkowicie i upodobnić do worka mosznowego” – i tak dalej, i tak dalej. Trochę to wszystko niepotrzebne i przegadane (zwłaszcza, że do fabuły historii nic niewnoszące), a mnie wprawiające w lekką abominację.
Dziwnie się czuję spoglądając teraz na okładkę Asymetrii, widząc te wszystkie blurby – „Literacki fenomen”, „Niesamowita”, „Jedna z najważniejszych książek roku 2018”, bo przecież polecają ją największe marki medialne świata. Trudno – widać nie tylko debiutancka powieść Halliday ma w sobie pierwiastek oryginalności. Mój skromny blog tym razem wyłamie się z powszechnej tendencji i nie dołączy do chóru patetycznych zachwytów nad dziełem, którego własną ocenę jak zawsze będę rekomendował.
Za udostępnienie egzemplarza książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.
Komentarze